czyli jak jeden fan MX-5 został fanatykiem 🙂
Moim zdaniem posiadacze samochodów dzielą się na dwie zasadniczo różniące się od siebie grupy ludzi. Jedni traktują auto jak narzędzie, środek transportu, kawał blachy i plastiku, na czterech oponach. Drudzy, potrafią stworzyć z samochodem więź niemal duchową. Traktują swoje samochody jak członków rodziny. Nadają im imiona. Rozmawiają z nimi. Wybaczają im to, że się psują. Wydają na nie masę pieniędzy, choć wcale nie muszą, bo przecież „te felgi/reflektory/wydech będą idealnie pasować!”. Szanuję tych pierwszych. Ale skoro jestem posiadaczem czerwonej Mazdy MX-5 imieniem Czesia, która już dawno przestałą być seryjna, nietrudno domyślić się, do której grupy się zaliczam.
Dlatego też, podczas pobytu w Japonii, wiedziałem, że Hiroszima to miasto, które będę chciał odwiedzić. Z powodu Muzeum Pokoju, które poświęcone jest zrzuceniu na miasto bomby atomowej – to oczywiste. Ale również dlatego, że to właśnie w tym mieście, od samego początku swojego istnienia, swoje pojazdy produkuje Mazda. Piszę pojazdy, ponieważ na początku wcale nie były to samochody. Ale o tym za chwilę.
Wstęp do Muzeum Mazdy jest bezpłatny. Jedyne, co trzeba zrobić, to rezerwować sobie miejsce na dany dzień. Moim zdaniem, już ten fakt pokazuje wyraźnie, że Mazda dba o swoich fanów. Zdaje się mówić: „Skoro wydałeś/wydałaś pieniądze na Mazdę i chcesz odwiedzić nas w Hiroszimie, nie będziemy pobierać od ciebie opłaty za wizytę.” Bardzo podoba mi się taka polityka. Samo muzeum znajduje się na terenie fabryki, która zajmuje ogromny teren nad zatoką Hiroszima.
Poza budynkami fabryki, mieszczącymi dwie linie produkcyjne i warsztaty przygotowujące niezbędne podzespoły, znajdują się tam centra projektowe, warsztaty przygotowujące modele samochodów do testów, a także budynki biurowe, w których mieści się centrala firmy. Dodatkowo, aby ułatwić wysyłkę gotowych samochodów w świat, Mazda posiada własny port i flotę statków. Dla wygody ponad 15 000 pracowników po całym kompleksie jeżdżą autobusy. Dostępnych jest też 5 parkingów oraz hotele pracownicze, których standard wyglądał z zewnątrz bardzo przyjemnie. Cały zakład, zdolny produkować rocznie niemal 500 000 samochodów, jest jedną z największych fabryk motoryzacyjnych na świecie. Dzięki drugiej japońskiej fabryce, w Hofu, Mazda w swojej ojczyźnie jest w stanie produkować niemal milion sztuk samochodów. A to tylko 2 z 21 fabryk koncernu, zlokalizowanych na całym świecie.
Te wszystkie informacje przekazała nam nasza przesympatyczna przewodniczka w drodze z siedziby firmy do muzeum. Drodze, które wiedzie przez prywatny most drogowy należący do Mazdy. Z tego co dało się odczuć, jest to fakt, z którego firma jest bardzo dumna. Po dotarciu na miejsce weszliśmy do pierwszej sali, w której mieliśmy okazję obejrzeć, dotknąć i wsiąść do środka całego line-up’u produkowanych obecnie modeli Mazdy, w tym MX-5 ND, wszystkich w moim ulubionym kolorze marki – Soul Red Mica.
Pierwsze wrażenie – Boże, jaka ta ND piękna! Na zdjęciach, przyznam szczerze, nie powalała. Ale na żywo, to zupełnie inna historia. Nawet małe światła z przodu i zdecydowanie inny design świateł z tyłu wyglądają dobrze. No i to wnętrze. Po wejściu do środka, człowiek od razu czuje się jak w domu. Auto go „otula”. Świetne wrażenie. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej wszystkich aut, zastaliśmy wraz z innymi zwiedzającymi zaproszeni na krótki film o historii firmy. Co było jego najbardziej zapadającymi w pamięć elementami? Informacja o tym, że już po 4 miesiącach od zrównania Hiroszimy z ziemią, firma wznowiła produkcję swojego pojazdu Mazdago, który w dużej mierze, pomógł w odbudowie miasta. Oraz zdjęcie tego trójkołowca stojącego pod budynkiem obecnie znanym jako A-Bomb Dome, z ruinami w tle. Naprawdę mocna rzecz.
Po projekcie przeszliśmy do jednej z dwóch głównych, moich zdaniem, atrakcji wizyty – sali ukazującej historię Mazdy poprzez jej samochody i silniki. Czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
I tu drobna, osobista refleksja. To bardzo dziwne uczucie, wejść do muzeum i zobaczyć w nim swoje auto. Jednym z eksponatów wstawianych w ramach przeglądu historii Mazdy jest czerwona Mazda MX-5 NA, dokładnie taka, jaką mam przyjemność jeździć.
No dobra, może nie dokładnie – ta w Hiroszimie jest jakby prosto z fabryki. Czesia przeszła już kilka modyfikacji. Poza MX-5 na wystawie zobaczyć można: pierwszy pojazd produkowany przez Mazdę – trójkołowca Mazdago (ciekawostka – pierwotnie sprzedawanego przez Mitsubishi) w dwóch wersjach, T2000, Cosmo Sport, R360, Carol 600, Familia, Familia Rotary Coupe, Bongo, Luce Rotary Coupe, Savanna GT, dwie generacje RX-7, Cosmo AP, Familia Cabriolet, Eunos Cosmo, Autozam AZ-1 oraz wisienkę na torcie, 787B – jedyny azjatycki samochód, który wygrał 24-godzinny wyścig Le Mans. Nie ma sensu opisywać w szczegółach każdego z aut, skoro informacje o nich dostępne są w sieci. Jakie są więc moje refleksje po tym, jak miałem możliwość przyjrzeć im się z bliska? W każdym z wystawianych aut widać pasję ich twórców. Mazda robiła naprawdę piękne auta. Nawet małe modele R360 i Carol 600 sprawiają bardzo sympatyczne wrażenie. Z drugiej strony modele sportowe i GT po prostu powalają. Sylwetką, wnętrzem. Przyznam szczerze, że nie byłem świadom tego, jak piękne samochody robiła kiedyś Mazda. Moja lista klasyków, którymi mógłbym jeździć, jakbym przypadkiem wygrał w Totka, poszerzyła się o modele Cosmo Sport i Savanna GT. Choć i RX-7 ostatniej generacji (FD) nie pogardziłbym.
Wielka szkoda też, że Mazda nie produkuje już tylko modeli z silnikiem Wankla. To jedyny koncern, który na tak szeroką skalę wdrożył je do swoich samochód i robił to z powodzeniem. Osiągi, jakie inżynierowie firmy byli w stanie wycisnąć z tych małych silników były imponujące. Niestety po zakończeniu produkcji modelu RX-8, Mazda na razie tylko przebąkuję, że to nie było ostatnie słowo w kwestii tego typu silników. Konkretów na razie brak. Sekcja muzeum poświęcona Wanklom, poza działającym modelem silnika w przekroju, pokazującym jego zasadę działania, to miejsce gdzie można zobaczyć najbardziej zasłużone wersje jednostek napędowych. Tu przyspieszone bicie serca wywołała u mnie jego wersja turbo. Chciałbym kiedyś mieć możliwość poprowadzenia samochodu z tym właśnie sercem.
Kolejnym przystankiem w trasie po muzeum byłą sala pokazująca proces powstawania samochodu na przykładzie Mazdy CX-5: od małego modelu z gliny, poprzez model 1:1 z gliny, model 1:1 z plastiku (wyglądał jak „żywy” CX-5, dopiero z bliska okazywało się, że to plastikowa rzeźba) i wreszcie składanie właściwego samochodu. Przy okazji firma promuje swoją technologię SkyAktiv, wyjaśniając jej elementy składowe.
Przedostatnim przystankiem naszej wizyta byłą linia produkcyjna. Oczywiście na wstępnie zastaliśmy wyraźnie poinformowani o całkowitym zakazie wykonywania zdjęć. Zatem musicie mi uwierzyć na słowo, co tam zobaczyłem. A było to niezwykle ciekawe doświadczenie. Pierwszy raz widziałem linię produkcyjną. I zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Mieliśmy mnóstwo szczęścia, ponieważ kilka metrów pod nami składane były akurat CX-5 i MX-5, zarówno w wersjach LHD, jak i RHD. Jeżeli chodzi o MX’y, zauważyłem, że wersje RHD (najpewniej te na rynek USA) mają światła obrysowe w nadkolach. Dodatkowo jeden z samochodów miał wyraźnie inne, chromowane felgi. Może jakaś specjalna wersja? Obserwując nasz ulubiony model Mazdy w trakcie powstawania przekonałem się również raz jeszcze, że nie podoba mi się ND w białym kolorze. Niesamowicie było patrzeć na precyzję i spokój z jakim składane są samochody. Poruszają się one dość ślimaczym tempem na taśmie, a pracownicy poszczególnych stanowisk znikają w nich co chwila i montują coraz to nowe elementy – a to klapę bagażnika, a do deskę rozdzielczą, a to progi. Naprawdę warte zobaczenie na własne oczy.
Ostatnią salą muzeum, do której zostaliśmy zaproszeni, to sala poświęcona przyszłości firmy i jej samochodów. Z tego co udało mi się ustalić to wystawa czasowa. Akurat w czasie naszej wizyty pokazywane były dwa modele: RX-8 i Mazda 5 z hybrydowymi silnikami zasilanymi paliwem i wodorem. Widać wyraźnie, że koncern z Hiroszimy stawia na ekologię i prowadzi badania nad możliwie najbardziej przyjaznymi środowisku samochodami. Od dawna mówi się, że ogniwa wodorowe mogą być kolejnym przełomem w motoryzacji. Jestem pewien, że Mazda dołoży do tego swoje trzy grosze. Kto wie, może dożyjemy MX-5 napędzanego wodorem z osiągami nie odbiegającymi od wersji benzynowej? Po obejrzeniu ekologicznej wersji RX-8 opuściliśmy muzeum i wróciliśmy do głównego budynku firmy. Aby odbyć jeszcze jedno spotkanie. Spotkanie wyjątkowe.
Przed przyjazdem do Japonii, mając już zaklepaną wizytę w muzeum, postanowiliśmy skontaktować się z jego przedstawicielami i zaproponować, że możemy przekazać im kilka pamiątek z MX-5 Klub Polska. Napisałem więc maila z taką propozycją i otrzymałem odpowiedź, że bardzo chętnie przedstawiciele muzeum spotkają się z nami. Natomiast już podczas pobytu w Japonii odezwał się do mnie niejaki Keisuke Makimoto, odpowiedzialny za kontakty ze społecznością posiadaczy Mazdy i zapowiedział, że podczas spotkania przedstawiciele PR Mazdy będą chcieli przeprowadzić ze mną wywiad. Zaczynało się robić ciekawie.
Po zakończeniu wizyty w muzeum, wróciliśmy do recepcji, gdzie spotkaliśmy się z panem Makimoto, który zaprosił nas na spotkanie do sali konferencyjnej, znajdującej się obok. Przed salą zaś, poza panią z PR, stali goście, których się nie spodziewaliśmy – Nobuhiro Yamamoto, szef programu Mazda MX-5 odpowiedzialny za kolejne wersje tego modelu od 20 lat, który pracował również przy modelu 787B oraz Masashi Nakayama, główny projektant wersji ND. Byliśmy w szoku (który z resztę utrzymywał się jeszcze jakiś czas po zakończeniu spotkania). Opowiedzieliśmy gospodarzom o MX-5 Klub Polska i o zlotach, które organizujemy, a także przekazaliśmy pamiątki klubowe, w tym zdjęcie z 10-lecia klubu. Panowie byli wyraźnie zaskoczeni i zadowoleni tym, że samochód przy którym pracują, ma tak wiernych fanów w Polsce. Myślę, że to dla nich musi być miłe uczucie, które wynagradza trudy i stresy związane z pracą na ich stanowiskach. W odpowiedzi otrzymaliśmy od nich miniaturowe modele MX-5: wersji NA (czerwonej, dokładnie takiej, jaką posiadam) i ND (z autografami pana Yamamoto i pana Nakayamy). Zabawne, bo post factum, człowiek myśli sobie: „cholera o tyle rzeczy mogłem ich zapytać”, ale w trakcie spotkania, siedząc twarzą w twarz z osobami o takim znaczeniu, człowiek ma w głowie pustkę. Niemniej jednak – niesamowite doświadczenie. Naprawdę nie spodziewaliśmy się takie przyjęcia ze strony Mazdy. Muszę przyznać, że to właśnie te pół godziny, które spędziliśmy z ojcami MX-5, zmieniło mnie z fana w fanatyka. Bardzo, bardzo serdecznie podziękowaliśmy za spotkanie, pożegnaliśmy się i opuściliśmy siedzibę Mazdy z ogromnymi uśmiechami na twarzach. Bo jak inaczej mogliśmy zareagować na wizytę w miejscu, gdzie wyraźnie kocha się samochody, a nie traktuje się je tylko jak cyfry w Excelu czy słupki w prezentacjach sprzedażowych.
2 thoughts on “Z wizytą w Mazda Museum”