Tak. Jestem pasjonatem Mazdy MX-5. I właścicielem. Dwóch. Obie pierwszej generacji. Dlaczego jest to istotne? O tym trochę później.
Nowa Mazda MX-5, wersja ND lub, jak to brytole lubią określać, mkIV trafiła w moje ręce ze względu na nazwę topowej wersji wyposażenia – SkyFREEDOM. Nazwa jak nazwa, ale uczucie, że każda sprzedana w Polsce MX-5 w tej (całkiem fajnie doposażonej) wersji nosi „moją” nazwę bardzo mnie kręci. Tak, wiem. Egoista ze mnie.
Nie ukrywam, że nie interesowały mnie rendery i przecieki dotyczące nowego modelu. Nie będę ściemniał, że czytałem każdy test. Nie. Nie było to dla mnie ani trochę istotne, bo jakkolwiek mam duży szacunek do wielu dziennikarzy motoryzacyjnych w Polsce i na świecie, to mało z nich jeździ Mazdą MX-5 codziennie albo chociaż w sezonie.
Oczekiwania wobec ND miałem spore. Powodów jest kilka. Wspomniałem już, że posiadam dwie NA. NA to klasyka gatunku, pure roadster. Auto, które mimo 25 lat na karku wygląda świetnie i daje niesamowite wrażenia z jazdy. Jedność jeźdźca z koniem – kojarzycie to? Tak jest właśnie w NA. Każdy ruch kierownicą, każdy zakręt, każdy wieczór top down – Ty i kręta droga w Bieszczadach. To są emocje nie do opisania. Nawet, gdy gość w Passacie TDI chce się z Tobą ścigać, bo nie wie, że Miata to nie jest sportowe auto. I, gdy myśli, że Cię ma, dojeżdżacie do zakrętu. A tam co? Niespodzianka! Gdzie ten hamulec, bo mi przód ucieka?!?! A Ty masz banana na twarzy i z gracją odjeżdżasz do kolejnych świateł, do kolejnego bioekohydroPassata TDI. Zacytuję tylko B.Halla: „If you can’t go fast on 90hp, 900 won’t help you”. Czyli co mamy? RWD, niska masa, 2 miejsca, top down. Ale to chyba za mało, żeby odnieść sukces, prawda?
Patrząc na to, co serwują nam producenci samochodów w dzisiejszych czasach można odnieść wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy, gdzieś się zagubiliśmy. Zauważyliście, że zachwycamy się tylko kilkoma nowoczesnymi modelami klasy średniej a nie ma wyraźnej rywalizacji między producentami o auto dla petrolheada? Cały czas wspominamy „stare” Supry, 911, NSXy, RX7 itd… W nich było coś innego.
Przed odbiorem kluczyków do ND byłem podekscytowany jak dziecko w Święta Bożego Narodzenia. Gdzieś tam, na placu Mazdy Polska czekał na mnie egzemplarz nowej MX-5. Stojąc pół metra od niej zakręciła mi się łezka w oku – „Ty masz być nową MX-5? Przekonajmy się.”
Miałem krótsze i dłuższe epizody z każdą generacją MX-5. Każda ma coś w sobie, ale NA urzeka mnie swoją prostotą. „Tu jest kierownica, pedały, lewarek. A dach się zrzuca tak.” – zdaje się mówić za każdym razem, gdy do niej wsiadasz.
Pierwsze wrażenia? OK, trzeba się przyzwyczaić do bezkluczykowego otwierania i odpalania, ale..hm..jestem u siebie. Jest kierownica, są pedały, lewarek zmiany biegów…Dach też się zrzuca „o tak”. Nawet bardziej „o tak”, bo jest tylko jedna klamra na środku, co jest fajne. Mogę jechać.
Stojąc na pierwszych światłach odnalazłem przycisk od wyłączania ESP. „Będzie lepiej niż sądziłem” – pomyślałem. I tak też było.
Przez pierwsze kilka minut mój mózg, zaaferowany faktem, że najbliższe kilka dni spędzi w tym samochodzie, nie przyjmował żadnych bodźców od otoczenia. Zero. Pierwszy skręt i lekki boczek – to nie ja, ona sama się prosiła! Zaraz zaraz, ja siedzę w NA czy ND?
Nie musieliśmy się poznawać, znamy się od wielu lat. Ale jak to? Skąd? Nigdy wcześniej nie miałem okazji nawet dotknąć ND. I tu dochodzimy do najważniejszego punktu programu. Siedzę w NA, która przeszła lekki lifting. „Lekki” to w tym przypadku słowo-klucz.
Na pierwszy rzut oka nie zwracasz uwagi na otaczające Cię bajery. W sumie to fajne uczucie, gdy nowoczesne auto nie krzyczy do Ciebie na każdym kroku: „zrób to, zrób tamto!”, „jak tego nie zrobisz to nigdzie nie pojedziemy!”. Wsiadasz, odpalasz, jedziesz. Patrzcie, to jeszcze tak można? Jak widać można. I tu duży plus dla Mazdy.
A co, jeśli chcesz się pobawić wspomnianymi „bajerami”? Co mamy na pokładzie? Zacznijmy od krytykowanego (dodajmy, że na podstawie renderów i zdjęć od producenta) tabletu. Dlaczego spadła na niego fala krytyki? Bo nie jest chowany. Czy to przeszkadza kierowcy w jeździe? Nie. Krótko i na temat – może się podobać lub nie, ale argument o tym, że rozprasza Cię podczas jazdy można włożyć między bajki. Porozmawiajcie z ludźmi, którzy jeździli lub jeżdżą ND, sporo osób to potwierdzi. Co jest w nim fajne? Gdy stoisz, staje się dotykowy. To bardzo ułatwia np. korzystanie z nawigacji. A jak już jesteśmy przy niej – przydałaby się aktualizacja lub karta SIM, która oprócz pobierania nowych map, uwzględni także informacje o ruchu. Nieaktualna mapa Warszawy (uwzględniająca np. Most Łazienkowski, który od lutego jest zamknięty) czy oddanie kolejnego etapu nowej trasy może wprowadzić niezłe zamieszanie u kierowcy. Warto coś z tym zrobić. Podobnie jak z głosem kobiety, która informuje Cię o połączeniu przychodzącym, dość irytujące. Wystarczyłby dzwonek mojego telefonu.
Co jeszcze mamy na pokładzie? Mamy system i-stop (czyli Mazdowa odmiana start-stop), i-ELOOP (odzyskiwanie energii podczas hamowania na rzecz zasilania np. klimatyzacji czy systemu audio podczas postoju), BSM (monitorowanie martwego pola i sygnalizowanie obecności obiektów w postaci podświetlenia na żółto ikonki w lusterku). To chyba najciekawsze z systemów. Każdy inny, ale wszystkie przydatne i nie są nachalne. Domyślam się, co teraz myślicie – „oszalał”, „i-stop to zło”, „po co to?”. Nigdy nie lubiłem systemów start-stop. Krytykowałem je na każdym kroku i nie widziałem sensu montowania ich w autach, ponieważ w finalnym rozrachunku spalanie nie spadało a potrafiło być też wyższe niż w tym samym samochodzie bez tego systemu. Tu jest inaczej. Nie wiem jak to zrobili, ale udało im się. Już drugiego dnia z tym systemem nie czułem, że go mam. Natomiast system zaoszczędził pół godziny odpalonego silnika i kilka kilometrów zasięgu. Lekkie muśnięcie sprzęgła powoduje, że NDek staje się gotowy do ostrego startu. Czad.
Na koniec opisu wyposażenia zostawiłem sobie dwie rzeczy – fotele Recaro i audio Bose. Każdy, kto siedział w tych fotelach przyzna – są wspaniałe. Wygodne, trzymanie boczne (jak na cywilny fotel) poprawne, pięknie obszyte skórą i alkantarą. Ale to, co kryją za Twoją głową jest najwspanialsze na świecie. Zerknijcie sobie, ile aut ma dziś dostępny system Bose. Czy kiedykolwiek zaskoczył Was pozytywnie? Mnie nigdy. Słuchanie AC/DC z głośników w ND powoduje, że czujesz się jakbyś siedział z chłopakami w studio podczas nagrania. Każdy dźwięk trafia do Ciebie z innej części auta. Nie jestem audiofilem, ale byłem zachwycony. Mazda i Bose – dobra robota!
Przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej. W końcu możemy odłożyć wszystkie gadżety na bok i skupić się na jeździe. Parę miesięcy temu usłyszałem, że ND ma być lekka jak NA – „ma ważyć tonę?” A jednak. Nafaszerowane wszystkimi bajerami waży prawie tyle co NA. I wiecie co? To czuć. Z każdym kilometrem, z każdym zakrętem. Jest niesamowicie lekka. Wspaniałe uczucie, gdy wiesz, że producent nie dość, że wraca do wagi sprzed 25 lat, nie pakuje 3 cylindrowego turbodoładowanego silniczka (pozdrawiam BMW) a jednocześnie wyposaża auto we wszystko co jest obecnie dostępne na rynku. Nic więcej nie potrzebujesz. To jest pełny zestaw na radość z jazdy. Chociaż nie, to jest zestaw powiększony, tylko w wersji fit.
Silnik 2.0 jest ciekawy. Ma sporo mocy, żeby dynamicznie przemieszczać się od punktu A do B. Zaskakuje elastycznością a w połączeniu z tempomatem i 6-biegową skrzynią staje się fajnym rozwiązaniem na dłuższe trasy. Niestety, odcinka i jej dźwięk (a właściwie jego brak) to coś, co mnie zasmuciło. Zamiast odcinać na paliwie, odcina na przepustnicy – mam nadzieję, że będzie można to poprawić jakiś softem. Silnik ma duży potencjał. Patrząc na modyfikacje w UK, gdzie z 2.0 w Maździe 3 wykrzesali 185KM można się spodziewać, że w przypadku ND zbliżenie się do 190-195KM w wolnossaku będzie tylko kwestią paru modyfikacji jak dolot, wydech i remap (seria ma 165KM). Osobiście nie mogę się doczekać wersji 1.5, która ma wyższą odcinkę i podobno ładniejszy dźwięk silnika. Na więcej się nie nastawiam, poczekam aż będzie dostępna.
Zawieszenie ND to coś, co odziedziczyła po NC. Gdy coś jest dobre, nie ma potrzeby tego zmieniać. NC w porównaniu do poprzednich generacji była rewolucją w kwestii zawieszenia. Najlepszy element tego auta. Pewne prowadzenie i wybieranie nierówności –jednym słowem: ideał. Zapewne z pomocą przyszły tu amortyzatory Bilstein, ale nie udało mi się jeszcze odnaleźć czy montowane w SkyFREEDOM to B6 czy B8. Nie mniej jednak i tak pierwsza rzeczą, którą należy zrobić po zakupie to zaopatrzyć się w zestaw sprężyn Eibach ProKit. ND stoi stanowczo za wysoko. I mogłoby się mniej wychylać w łuku. Tu z pomocą przyjdą grubsze stabilizatory.
Mamy dwie rzeczy, które są do poprawy. Została trzecia i ostatnia. Wspomaganie. Niestety, ale mimo pokonania ponad 500 kilometrów nie mogłem się do niego w 100% przyzwyczaić. O ile w mieście jest ok, to niestety podczas agresywniejszej jazdy brakuje mi kontroli i informacji od auta, co się teraz dzieje. Zapewne jest to kwestia przyzwyczajenia, ale może i tu (jak w przypadku odcinki) pojawią się jakieś drobne „upgrade’y” softu, aby kierownica reagowała trochę ciężej. Jest trochę jak G27 do PSa z wyłączonym force feedbackiem.
ND ma wiele elementów, które ułatwiają Ci codzienne użytkowanie – cupholdery, które są wyjmowane; ręcznie i bardzo wygodnie składający się dach (podobno ma być też wersja z twardym dachem, ale nie chcecie jej), który nie sprawiał problemu nawet kobiecie w 8 miesiącu ciąży (nowością są automatycznie opuszczające się szyby przy składaniu go); ESP, które zawsze pozwoli Ci pójść lekkim boczkiem troszcząc się o to, abyś nie zrobił sobie krzywdy; multifunkcyjna kierownica, która bardzo ułatwia operowanie multimediami czy tempomatem; czy choćby lusterko fotochromatyczne. Dziwi brak schowka u pasażera, i hak od dachu, który rysuje plastik przy szybie. Poza tym bardzo spodobało mi się sporo nawiązań do NA (faktura na desce przypominająca tę z NA) a także (jak mi się wydaje) wzięcie pod uwagę modyfikacji prowadzonych przez międzynarodową miatową społeczność takich jak np. czarna ramka wokół szyby, boczne side skirtsy czy mały lip z przodu. Za to również duży plus. W USA występuje jeszcze wersja z hamulcami Brembo i felgami od BBS. Ciekawe czy będzie dostępna również w Polsce – mam nadzieję, że tak.
Po pierwszych 24 godzinach z ND nazwałem ją NA v2.0. I zawsze podpiszę się pod tym ręką, nogą i czym popadnie. Nie dość, że wrócili do korzeni to jeszcze poprawili to i owo. Auto jest spójne i kompletne, co dla użytkownika poprzednich generacji będzie niesamowitą radością, bo poczuje się jak w domu. Przebieram nogami na myśl o ND z 1.5 wyposażonej tak jak ta 2.0 – w fotele Recaro, rozpórki, zawieszenie Bilsteina. Gratuluję i dziękuję. To były wspaniałe kilometry.
Więcej grzechów nie pamiętam, nie żałuję ani jednego przejechanego kilometra.
Dobra. Żałuję. Żałuję, że przejechałem tylko 500km, żałuję, że spałem aż kilka godzin zamiast jeździć i żałuję, że traciłem czas na przyziemne rzeczy jak np. posiłki. Mimo to wiem, że NDek prędzej czy później stanie u mnie w garażu obok NA i przybije jej piątkę. Emixpiątkę.
Zapraszam do pełnej galerii zdjęć: