Więc jesteś kierowcą rajdowym, więc masz samolot, a do niego, na wszelki wypadek międzylądowania w celu tankowania – lotnisko.
Można?
Jeśli jesteś Kucharem.
Ale możesz dostać namiastkę tego, nawet jeśli nie masz samolotu, nie latasz w rajdach Polski, a tym co Ci wystarcza do tarzania się po poboczach lotnisk jest zwykły MX-5.
https://vimeo.com/136003693
Film made by Ignacy
Płyta lotniska niemal po horyzont, trasa umożliwiająca zarówno testowanie swoich możliwości, samochodu, jak i driftowe próby. W tym samym miejscu, gdzie miesiąc wcześniej Felix Baumgartner i Kuba Przygoński wygłupiali się w GT86 i helikopterze, tak trochę bez większego pomysłu.
Całość opakowana w lekko post-apokalitycznym, czy Mad Maxowym klimacie zapuszczonej bazy wojskowej gdzieś na końcu świata. Wiecie, coś jak „Fallout” spotyka „Stalkera” spotyka „Gran Turismo”.
Zapach wody spod pryszniców, myśliwce i Stary w hangarze dowalają do tego wyjątkowego klimatu.
Problem jest tylko jeden – jeśli to wszystko wydarza się na początku sierpnia, jest szansa, że najbardziej testowanym ogniwem jest człowiek. 40 stopni w cieniu skutecznie zniechęciło wielu z uczestniczących w semi-sekretnym zlocie do nawet próby odpalenia siebie w furze.
Zaczęliśmy dobrze po dwunastej, motywowani głównie osami latającymi nad uchami.
Mnie osobiście łeb po dwóch przejazdach bolał gorzej niż następnego dnia po afterku…
Ale nie poddawałem się. Mając prawie pusty tor do dyspozycji, jakieś opony do spalenia, Dzika pod pedałem, 100 kilometrów po torze zrobiłem. Na dodatek do 40 kilometrów popełnionych na tropieniu okolicznych owiec po nocy.
Po raz kolejny przekonałem się, jak opona robi różnice – nie chcąc katować Federali, przywiozłem ze sobą jakieś resztki z zapasów zeszłorocznych. Jakiekolwiek sensowne skręcanie w takim gorącu nie miało sensu – miejsce zawrotu po szerokim łuku prawie zawsze kończyło się jakimś mniej lub bardziej spektakularnym spinem, alternatywnie – powolną jazdą.
Na koniec, podczas przejazdu z Ignacym, okazało się, że część trasy sobie skracałem.
A i tak mnie doganiał.
Po ustawce na kresce z Ignacym w jego NC 1.8, po przejażdżce Maji NC 1.8 z Torsenem i sześciobiegową skrzynią biegów, wiem jedno – NCeki (i NDeki) jednak powinny mieć swoją własną klasę w MMC.
Ale że całość była polana sosem #beznapinki – akurat tego dnia nie miało to większego znaczenia.
I to właśnie było piękne. Prawie 48 godzin spędzone w miejscu, gdzie możnaby w sumie zrobić LeMans (48 godzinne), w atmosferze pikniku z innymi petrolheadami, z domieszką militarną.
Samo znalezienie wjazdu było namiastką gry terenowej.
No dobra, ale o czym to ja miałem.
Aha, czy ktoś wie, jak zostać Kucharem?
One thought on “Debrzno Chill&Grill 2015”