Foto by: Wojtek Ołtarz (Rajdujmy się)
Od czasu zmodyfikowania swojego samochodu, by ten pokonywał nasze lokalne drogi z większą godnością niż dotychczas (wypadające plomby, osiedlowi lokalesi święcie przekonani iż parkuję bez kierunkowskazu gdy tak naprawdę biorę śpiącego policjanta pod kątem, czy zwyczajne strzelanie w krzyżu na koleinach), wypady na MC przestały cieszyć jak kiedyś. Nawet seks jest banalny i nie kręci mnie może jestem nienormalny, za krótko byłem w wojsku…
Foto by: Małgorzata Kenig (Goha)
A właśnie z Miata Challenge (dalej MC) Ułęż mi się kojarzy. Będzie upalanie, będzie slalom, będzie 1/4 mili …
a ja będę podpierał dupskiem samochód albo z pasażerami opiekował się dziećmi. Nie narzekam – nasza społeczność jest tak spektakularna, że ciężko się nudzić … nawet samemu.
Organizatora też znam, trochę niespodzianek ujawnił przez telefon, więc kurtuazyjnie się zjawiłem – szczególnie, że nikt nie pchał się do pomocy przy bramie.
Foto by: Małgorzata Kenig (Goha)
Impreza zaczęła się chwilę przed moim przyjazdem na parking, bo rejestracja przybyłych – mimo ekspresowego tempa dzięki Justynie, Marcinowi, Tomkowi (dzięki raz jeszcze za przemiły transport z Warszawy) i Arturowi – trwała 30 minut dłużej, niż zakładaliśmy. Dotarłem na koniec powitania i z ust mych leciały same niecenzuralne pochwały…
Foto by: Małgorzata Kenig (Goha)
Bo widzicie – znam Ułęż dość dobrze. Bywałem na rekordowych we frekwencje imprezach MC i zdarzało mi się widzieć ten obiekt całkowicie pustym, bo beforek był na tyle udany, że docierałem pierwszy.
Pierwsze ‘ja pierdolę’ poleciało jeszcze na dojeździe.
Foto by: Andrzej Kozłowski (Flatline)
Fakt, przez 2,5 godziny non-stop wpuszczaliśmy samochody, ale nie zdawałem sobie sprawy z ilości MX-5tek jaką to wygeneruje. W pewnym momencie gdziekolwiek by się nie spojrzeć, horyzont był zasłonięty charakterystyczną linią Mazdowskiej Miaty.
A im bliżej tym spektakularniej… a może po prostu bardziej spektakularnie.
https://www.instagram.com/p/BzqLF4yjajo/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
Scena, tłum ludzi, przemiła parkingowa (ściskam Aniu) … i armia ogarniających w odblaskowych kamizelkach, których jedynym zdaniem było dopilnować, by nikt z prawie 500 gości nie będzie się nudził.
Foto by: Andrzej Kozłowski (Flatline)
Jak tylko zajechałem na parking przeznaczony stricte dla Liftów, kurwa leciała już chyba 5 lub 6sta. Nie mogłem uwierzyć co się dzieje…
Foto by: Andrzej Kozłowski (Flatline)
Foto by: Wojtek Ołtarz (Rajdujmy się)
Wszędzie ludzie, straż pożarna, namioty sponsorów, pomieszczenia zastawione towarem partnerów, gofry, symulatory, fury dealerów, szkolenia z zakresu pierwszej pomocy, gokarty niczym z Mario Kart … kurwa mać !!!!
Pamiętam czasy, gdy na Ułężu było tylu zawodników ile w tamten weekend obsługi technicznej.
Dlatego nie cierpiałem tym razem, gdy zdałem sobie sprawę, że i teraz będę stał przy furze (a o wiele częściej przy jej miejscu parkingowym – ale o tym później). Oglądanie, czy to siedząc na masce, czy mijając uczestników na różnych atrakcjach, tych uśmiechniętych twarzy było magicznym przeżyciem. W kraju piekielnie skłóconym, żyjąc w mieście w którym czuć napięcie i niepokój związany z niepewnością, czy każdy z nas się odnajdzie po jesieni, przeniosłem się w alternatywną rzeczywistość. Kibice Legii robili sobie fotki z sympatykami Polonii i Wisły. Zwolennicy prawicy przepuszczali w kolejce do gofrów zagorzałych lewaków. Rudzi przytulali się do łysych, a wysocy nie klepali po głowach niższych. Wiecie – jakby się nad tym zastanowić, to nawet nie trzeba było przyjechać Mazdą, by skosztować tej magii.
Foto by: Małgorzata Kenig (Goha)
Bo tylko na imprezach Klubu MX-5 ludzie przekazują sobie kluczyki, gdy ktoś chce pojechać jako pasażer.
Foto by: Andrzej Kozłowski (Flatline)
Foto by: Andrzej Kozłowski (Flatline)
W pewnym momencie żaden lift nie był prowadzony przez właściciela, a wręcz pożyczający szukali człowieka, któremu mogliby podziękować … bo właściciel się ulotnił. Bo o rzeczach pozostawionych bez nadzoru na trawnikach (w tym skrzynki z narzędziami za ciężkie pieniądze, bańki oleju za kilkaset złotych, a czasami całkiem młode żony lub/i mężowie) wspominać nie ma co – to nasz klubowy standard.
Pamiętajmy – infrastrukturę zapewnił pewien łysy człowiek
(Karol – jesteś wielki, bo z jednej strony Ci się chciało, z drugiej widziałem ile Ciebie to kosztowało).
Foto by: Małgorzata Kenig (Goha)
Przygotował dla nas tyle atrakcji, że człowiek nie był w stanie wszystkich zliczyć… ale ta magia, która unosiła się na tym staroszkolnym lotniskiem to zasługa wszystkich nas. Stańmy przed lustrami i pogratulujmy sobie – stworzyliśmy coś niesamowitego i obstawiam, że wiele lat będziemy jeszcze tą imprezę wspominać.
Ja wiem, że będzie kilka ale…
Że część z nas ma poczucie, że zostaliśmy opuszczeni przez takiego lub innego partnera…
Że niektórzy uważają, że mogło być lepiej, sprawniej, czy szybciej…
A ja się cieszę, że miałem okazję Was wszystkich spotkać i mam nadzieję, że za jakiś czas powtórzymy coś podobnego … może tym razem bez ale?
Foto by: Małgorzata Kenig (Goha)